poniedziałek, 25 lipca 2016

Matka polka egoistka...

W zasadzie nie wiem czy kończę jeden dzień czy już zaczynam kolejny.
Chwile łączą się ze sobą a sny toczą się na jawie.  Bo tak lubię.
Świat mnie pociąga i wcale podwójne macierzyństwo tego nie zmieniło.
Ba, jest nawet lepiej. Nie robię sobie z tego powodu ograniczeń, ale też nie jestem matką polką umęczoną superbohaterką.

Uczę się dystansu do rzeczywistości. Do tego, że choćbym nie wiem jak się nagimnastykowała to trzylatek i tak będzie się buntować. Że choćbym tryliard razy dziennie sprzątała okruchy to i tak dłużej niż przez  piętnaście minut czysto nie będzie.
Dystansu do macierzyństwa – że choć kocham moje dzieci najmocniej na świecie to nie zapominam też o sobie.  I wplatam w tę codzienność egoistyczny wątek. Obojętnie czy czasem jest to 20 minut czy aż godzina. Po prostu muszę mieć chwile dla siebie, by wszystko co robię miało większy sens. By znaleźć czas na to co sprawia mi radość  i  uzupełnia każdy dzień. Bo bycie żoną, mamą a nawet kurą domową sprawia mi ogromną frajdę. Tym większą gdy widzę uśmiech na twarzach moich bliskich. I w tym uśmiechu mam ogromne wsparcie, dzięki niemu chce mi się jeszcze bardziej.  Nie rezygnuję z rzeczy ważnych, nie zawieszam ich w czasie i nie odkładam na później. Bo nie wiem co będzie później.  Jak będzie wyglądał świat za 10 lat, w jakiej kondycji i jakiego zdrowia będę.  Nie poświęcam się też do tego stopnia, żeby później czegoś żałować.  Zadowolona mama i spełniona kobieta to też szczęśliwe dziecko.


Mijają dwa miesiące od narodzin Tosi. Żyjemy tak samo jak robiliśmy to przed narodzinami. Wysypiamy się, jemy wspólnie śniadania i jeździmy na wycieczki.
Piję ciepłą kawę. Przyjaciółki mam nadzieję cierpliwie znoszą dziecięce tematy rozmów a mąż nie poszedł z torbami. Nauczyłam się piec ciasto drożdżowe i wróciłam do ćwiczeń.  I choć czasem jestem zmuszona doładowywać baterie energią słoneczną to nigdy w życiu nie zamieniłabym się z nikim.  
Kocham mój codzienny cyrk .

czwartek, 21 lipca 2016

Nawet nie zdążyłam się obejrzeć zamykając drzwi sali numer 275 w klinice położniczej a kalendarz przypomina, że Tosia skończyła już dwa miesiące.

To niesłychane jak szybo mijają dni, tygodnie  i miesiące. Mam wrażenie że nie zdążyłam nacieszyć się tymi malutkimi nóżkami a już część ubranek musieliśmy wymienić na większe. Więc chowam te malutkie bodziaki i szlocham w ukryciu. 
Wydoroślała nam córa. Swoim szczerym uśmiechem wypełnia każdy dzień radością. Chciałabym schować te chwile do magicznego pudełka żeby w każdym momencie móc do nich wrócić. Zapamiętać je jak najlepiej, poczuć moc uścisku małej dłoni i rozpierającej dumy oraz wdzięczności.

Cud taki, że aż trudno sobie to wszystko wytłumaczyć. Cud razy dwa. Z nami.

Wracam często do magicznego pudełka Stasia . To było jakby wczoraj a już ma tyle do powiedzenia, tyle już rozumie. Codziennie nas zaskakuje nowym słownictwem, umiejętnościami, samodzielnością. 

Aż pewnego dnia oboje pójdą w świat, coraz rzadziej będą prosić o radę i pomoc.

I to już tak niedługo. 
Dlatego łapię każdą sekundę z nimi. Nasz czas. Teraz.